niedziela, 30 marca 2014

Epilog

***
Mecz Barcelony z Realem dobiegał końca, na tablicy wyników widniał wynik 2-2, ostatnia akcja i koniec meczu.

Czekałam przed stadionem na Alexisa, tata już powinien być w domu, bałam się jak zareaguje mój ojciec, ale dla Alexa mogę zrobić wszystko.
Wreszcie wyszedł ze stadiony otoczony grupką piłkarzy, pożegnał się z nimi i podszedł do mnie.
-No już myślałam, że się nigdy nie doczekam.
-Żeby tak wyglądać trzeba trochę czasu- zaśmiał się i chwycił mnie za rękę.
-Trener się nie wkurzył, że nie wracasz z nimi do hotelu?
-Trochę pogadał, ale się zgodził, to co robimy?
-Postanowiłam powiedzieć tacie o naszym związku.
-Jesteś pewna? Ja mogę zaczekać.
-Nie, już za długo czekaliśmy, chodź.

Po paru minutach byliśmy pod moim domem, ręce zaczęły mi się trząść ze strachu, ale nacisnęłam klamkę.
-Tato!
-W salonie!
-Część, muszę z tobą porozmawiać.
-Dobrze słucham.
-Tylko proszę Cię, uspokój się, mam chłopaka.
-To super- ucieszył się- znam go?
-Tak, Alexis chodź tu.
Do pokoju wszedł Chilijczyk, a tata oniemiał w sekundzie zrobił się czerwony i zaczął wrzeszczeć.
-Co?! To on jest twoim chłopakiem, ten laluś z Barcelony?!
-Nie obrażaj go!- ja też już traciłam cierpliwość.
-Nigdy z nim nie będziesz, nie pozwolę Ci na to!
-Ale ja go kocham.
-Nie interesuje mnie to, na górę a ty się tu już więcej nie pokazuj- ryknął na Sancheza.
-Nie!- powiedziałam.
-Nie? Wybieraj albo idziesz na górę i koniec tematu, albo już nigdy nie pokazuj mi się na oczy!
Oniemiałam, do oczu zaczęły napływać mi łzy, serce zaczęło rozpadać mi się na kawałki, mój własny ojciec powiedział do mnie coś takiego, spojrzałam na tatę już cała zapłakana i z pomocą Alexisa wyszłam z domu.
Nie mogłam tam zostać, Alexis jest miłością mojego życie i nie mogę go teraz stracić, ale to co zrobił tata było okropne, nie wiem, czy mu kiedykolwiek wybaczę.
Roztrzęsiona przytuliłam się do Alexisa.
-Spokojnie mała, jedziesz ze mną, nie płacz proszę- powiedział czułym głosem.


Gerardo Martino, nie był zadowolony z faktu, że Alexis przyprowadził do hotelu jakąś dziewczynę, ale jak zobaczył w jakim jest stanie, pozwolił piłkarzowi zaprowadzić ją do pokoju.

Całą noc przepłakałam, właśnie straciłam ostatnią rodzinę jaką miałam..
Wyciągnęłam z portfela moje ostatnie zdjęcie z mamą i wyszeptałam:
-Pomóż mi mamo, proszę- po tych słowach zasnęłam.



Parę lat później...

Właśnie robiłam obiad, gdy do domu wpadł Alexis z chłopczykiem na rękach.

Tak ten mały chłopiec to nasz syn, na imię ma Diego i ma już 4 latka, jest w mojej i Alexisa głowie.
I pomyśleć, że za parę miesięcy na świat przyjdzie nasza mała córeczka.
Jestem bardzo szczęśliwa, że parę lat temu podjęłam taką decyzję.
A co u mojego ojca?
Nie odezwał się do mnie ani razu, słyszałam, że wyjechał do Anglii, a ja nie miałam odwagi chociaż zadzwonić, ciągle w pamięci miałam tamten wieczór.

Podeszłam do mojego narzeczonego i pocałowałam go w usta, tak już za parę dni stanę się panią Sanchez, jak to pięknie brzmi.

***

Już jako małżeństwo opuszczaliśmy kościół, Diego biegał z Bartrą przed nami, jak się na nich patrzy to nie widać, że pomiędzy nimi jest tyle lat różnicy.

Przed kościołem zbieraliśmy gratulacje od wszystkich, jednak to, co zdarzyło się później odmieniło ten dzień diametralnie.

Od dłuższego czasu czułam na sobie wzrok, starałam się to ignorować, ale nie potrafiłam, odciągnęłam Alexisa na bok i powiedziałam.
-Alex ktoś nas obserwuje.
Ten rozejrzał się i zobaczył zakapturzoną postać.
-Załatwię to.
-Chcę iść z tobą.
Chwyciłam piłkarza za rękę i ruszyłam w stronę postaci.
-Kim jesteś i czego tutaj chcesz?
Tego, co za chwile miało się wydarzyć nigdy bym sobie nie wyobraziła.
Postać ściągnęła kaptur i odkryła twarz, a ja zaniemówiłam.
-Tata?- odezwałam się po chwili.
-Tak.
Teraz już nie wytrzymałam, przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać.
-Co tu robisz?
-Nie mogłem przegapić tak ważnej uroczystości, Alis, Alexis ja chciałem was przeprosić, źle zareagowałem te parę lat temu, nie potrafiłem tego znieść, wiem jaki jestem i za to was przepraszam.
-Przeprosiny przyjęte- mój mąż wyciągnął rękę do mojego taty, którą ten uścisnął.
-Mamo! Mamo! Wujek Marc mówi, że tu jest Jose Mourinho a ja mu niewierze!- podbiegł do nas i zaczął skakać a ja i Alexis zaczęliśmy się śmiać.
-Oj mały choć tu- mój mąż wziął małego na ręce.
Chłopiec podniósł głowę i wyszczerzył oczy.
-A jednak- powiedział cicho- no to muszę dać batona wujkowi.
-Co?!- powiedzieliśmy równocześnie.
-No bo założyłem się z wujkiem.
-Ja naprawdę muszę porozmawiać z Marciem- powiedział Alexis.
-Czy to..- zaczął mój tata.
-Tak to twój wnuk- odpowiedziałam szczęśliwa.
-Naprawdę?!
-Tak.
-Co?- zapytał Diego.
-To twój dziadek.
-Ale super- mały wyciągnął ręce do Jose, a ten zabrał go na ręce.
Popatrzyłam na nich i uśmiechnęłam się przez łzy, wreszcie jesteśmy prawdziwą rodziną.
Teraz mogę szczerze powiedzieć, że miłość wszystko przezwycięży.

Chwyciłam męża za rękę i razem udaliśmy się do samochodu.

***
No to koniec tego opowiadania miał być jeszcze jeden rozdział, ale ujęłam to w epilogu mam nadzieje, że taki koniec wam się podobał.
Dziękuje za wszystkie wyświetlenia i komentarze, jesteście wspaniałe :***

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 12

***
Tydzień później...
Zarówno Alexis, jak i Alisa byli szczęśliwi. Piłkarz wrócił do Barcelony i trenował na pełnych obrotach, bo chciał wystąpić w meczu z Realem Madryt, który mieli grać za dwa dni. 
Alisa od wyjazdu Alexisa odliczała dni do ponownego spotkania go, jej miłość z dnia na dzień coraz bardziej rosła, codziennie rozmawiali ze sobą po parę godzin, każde z nich wiedziało, jakie są konsekwencje ich wyboru, ale czego nie robi się dla miłości?


Całą podróż do Madrytu rozmyślał o Alis, co teraz robi? Jak się trzyma? Nie mógł doczekać się ponownego spotkania z nią chociaż od ostatniego minął zarówno tydzień, z każdym dniem tęsknił coraz bardziej, jednak miłość dawała mu siłę i chęć do dalszej walki o ukochaną.

Alis od rana chodziła z wielkim uśmiechem na twarzy to dziś wielki dzień, El Clasico to dziś spotka Alexisa.

Od rana siedziała na stadionie i oglądałam mecz chłopaków, nie chciałam, żeby któryś z nich dostał kontuzji przed meczem, chociaż jestem Cules to przywiązałam się do tych chłopaków, a raczej powinnam powiedzieć dzieci.

Zaraz po treningu udałam się do gabinetu, niestety teraz czekała mnie najgorsza część mojej pracy, a mianowicie uzupełnianie papierów.
Gdy zabrałam się za wypełnianie, do pokoju wpadło stado piłkarzy.
-Czeeeeeeeeeeeść Alis!!- ryknął Marcelo.
-Marcelo błagam widzieliśmy się 15 minut temu, co znowu się stało?
-Nic, tak tylko przyszliśmy Cię odwiedzić.
-Mówcie, co chcecie.
-No bo wiesz, Marcelo ma problem- tym razem głos zabrał Cristiano.
-A mianowicie?
-Co?- zapytali piłkarze równocześnie.
-Jaki problem?
-Aaaa no bo ja nie wiem co mam kupić Enzo na urodziny a ma za 2 dni.
-Marcelo ja myślałam, że to coś poważnego.
-No ale to jest poważne!- oburzył się piłkarz.
-Dobrze, dobrze za 2 godziny kończę prace przyjedź tu, to pojedziemy mu coś kupić.
-Dzięki jesteś wielka!
-Tak wiem, ale teraz proszę opuście mój gabinet, bo mam dużo roboty.
Piłkarze w spokoju opuścili pokój jednak nie wszyscy.
-O co chodzi Cris?
-Wiesz no bo dzisiaj gramy z Barceloną...
-No i...
-No i wiesz będzie Alexis- powiedział cicho.
-Wiem to, ale nie rozumiem, do czego zmierzasz.
-No bo ty i on to coś więcej czy jak?
-Nie wiem Cris- powiedziałam cicho, w sumie nie zastanawiałam się nad tym, kocham go, ale nie wiem, jak na to zareaguje mój ojciec.
-Powiem Ci jedno, ja schrzaniłem, ale to nie znaczy, że ty też musisz, wiem, że go kochasz, chociaż mnie to trochę boli, ale chcę, żebyś była szczęśliwa- powiedział i przytulił mnie.
-Dziękuje- szepnęłam.
-To ja będę leciał trzymaj się- pocałował mnie w policzek i wyszedł.


Po godzinie usłyszałam krzyki dobiegające ze stadionu, dlatego postanowiłam tam pójść.
Na murawie trenowali piłkarze Blaugrany, usiadłam na trybunach i podziwiałam ich grę a w szczególności Chilijczyka.


Od jakiegoś czasu zauważyłem, że ktoś mi się przygląda, rozejrzałem się po stadionie i ujrzałem ją, moją kochaną Alis, wyglądała pięknie. 
W przerwie od razu do niej pobiegłem.
-Cześć- uśmiechnąłem się i pocałowałem ją, tak bardzo tęskniłem za smakiem jej cudownych ust.
-Hej- zarumieniła się.
-Będziesz dzisiaj?
-Muszę być.
-Alis co zrobisz z tatą?
-Nie wiem.
-Ale musisz mu powiedzieć o nas.
-Nas?
-No pewnie jesteś moja jedyną i najcudowniejszą dziewczyną.
-To zaczekaj po meczu przed stadionem, to pojedziemy do mnie.
-Dobrze.
-A teraz wracaj do treningu, bo trener się patrzy.
-Pa- ostatni raz pocałowałem ją i pobiegłem do niezadowolonego trenera.

-Alexis z dziewczynami będziesz się umawiać po meczu.
-Ja wiem, przepraszam.
-Do treningu.

Przez resztę dnia nie miałem spokoju, każdy chciał wiedzieć co to była za dziewczyna a ja na razie chciałem to pozostawić w tajemnicy.

***
Na początku chciałabym was zaprosić na bloga mojej przyjaciółki :)
http://faith-is-the-most-important.blogspot.com/
No i mamy nowy, przed ostatni rozdział jak dla mnie beznadziejny, przepraszam :(((

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 11

***
Zaraz po obiedzie wybiegł z hotelu, chciał wszystko zaplanować, najpierw kolacja, a potem niespodzianka, dziś miało spełnić się jego marzenie, randka z Alice, niczego nie potrzebował do szczęścia, tylko jej. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha, potrzebuje jej, jej śmiechu, gestów, ruchów, wszystkiego, nie potrafi bez niej żyć. Tylko czy ona go pokocha? 
Miał nadzieje, że tak zbliży się do niej, z każdą minutą odczuwał coraz większy stres, co było u niego nowością, bo on nigdy się nie stresował, nawet przed meczami był spokojny.

Równo o 19 stał przed stadionem z bukietem tulipanów w ręku, nerwowo przebierał z nogi na nogę uspokoił się dopiero, gdy ją zobaczył, jak zawsze wyglądała pięknie.
-Hej- pocałował ją w policzek co ją trochę speszyło.
-Cześć- uśmiechnęła się- To gdzie idziemy?
-Do restauracji, zapraszam- powiedział i otworzył drzwi luksusowego samochodu.
Całą drogę nic nie mówili, Alexis wpatrywał się w drogę a Alis ukradkiem na niego spoglądała, musiała przyznać, był przystojny i to bardzo, potargane włosy i niebieska koszula dodawały mi chłopięcego uroku.

***
Od godziny siedzieli w luksusowej restauracji i rozmawiali, już nie czuli się tacy skrępowani, mieli ze sobą wiele wspólnych tematów.
Po posiłku Alexis chciał zabrać Alise w jedno miejsce.
-Mógłbyś odwieźć mnie do domu- zapytała.
-Jeszcze nie, teraz zabieram Cię w jedno miejsce.
-Dobrze- uśmiechnęła się lekko.
Po dwudziestu minutach byli na miejscu.
-Zakryje Ci teraz oczy dobrze.
Nic nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową.
Delikatnie położył ręce na jej twarzy i prowadził przed siebie.
-To tu- oznajmił.

Znajdowali się na wzgórzu, z którego było widać cały Madryt, Alisa aż zaniemówiła z wrażenia.
-Tu jest pięknie.
-Przed ostatnim meczem z Realem odkryłem to miejsce.
-Dziękuje, że mnie tu przywiozłeś- usiadła na trawie.
-Opowiedz mi coś o sobie- powiedział po paru minutach ciszy.
-Co tu dużo opowiadać, mieszkam i pracuje w Madrycie, ty mi opowiedz, jak to jest być światowej sławy piłkarzem?
-Jest super, ale czasami ma się dość tej sławy, reporterów no, ale trzeba się przyzwyczaić.
Popatrzyli na siebie, Alexis powoli przybliżył się do dziewczyny i delikatnie musnął jej usta, nie protestowała, więc pogłębiał pocałunki.
W pewnym momencie Alisa oprzytomniała i oderwała się od ciepłych ust Chlijczyka, szybko wstała i pobiegła przed siebie.
Co ona sobie myślała? Przecież jak jej ojciec by się o tym dowiedział, to by ją zabił. Zaczęła czuć coś do Alexisa, ale to nie miało znaczenia, nie mogła wyjawić jej prawdy, kim jest jej ojciec.

Alex szybko wstał i pobiegł za dziewczyną, nie wiedział, co było powodem jej ucieczki, wiedział, że coś ukrywa, ale nie potrafił do niej dotrzeć, chciał jej pomóc, dowiedzieć się.

Po parunastu sekundach dogonił ją i zatrzymał. Spojrzał na jej zapłakaną twarz i chciało mu się płakać, nie wiedział co ma robić.
-Alis proszę Cię, zaczekaj.
-Co chcesz?
-Proszę, powiedz mi co się stało, czemu uciekłaś?
-Zostaw mnie, to nie ma sensu, ja nie mogę.
-Poparzy na mnie, posłuchaj pomogę Ci tylko powiedz, o co chodzi.
Spojrzała na jego zatroskaną twarz i przełamała się.
-Nie zdziwiło Cię czemu nigdy nie powiedziałam jak mam na nazwisko?
-Trochę.
-No właśnie, moja mama zmarła jak miałam parę lat i zostałam sama z ojcem, od dziecka kibicowałam Barcy, ale byłam w tym sama, mój tata jest trenerem, nazywa się Jose Mourincho a ja jestem jego córką.
Zamurowało go, Alisa jest córką trenera Realu? Czemu nigdy na to nie wpadł? Już rozumiał, czemu tak się bała wyjawić mu prawdy, jednak nawet to nie przeszkodzi mu na byciu z nią.
-Alis... pamiętaj zawsze będę z tobą nieważne co powie na to ojciec- powiedział i złączył ich usta w namiętny pocałunek.

***
No to mamy nowy, mnie osobiście się nie podoba, ale zostawiam wam do oceny.
Do nowego :) 

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 10

***
Alexis..

Wstałem rano i znowu moją głowę zaprzątała Alisa, czemu nie mogę przestać o niej myśleć. Każde wspomnienie jej imienia wywołuje u mnie szeroki uśmiech na twarzy. Chciałbym znowu pojechać do Madrytu i popatrzeć choć przez chwile na nią, na jej piękne blond włosy, cudowne niebieskie jak ocean oczy i ten uśmiech, który mogę oglądać godzinami. Pierwszy raz coś takiego czuje i nie wiem już co mam robić. Czy się zakochałem? Nie wiem, może? To jest chore, rozmawiałem z nią tylko parę razy i ten pocałunek, smak jej cudownych ust. Pierwszy raz poczułem coś do kobiety, ona jest inna, nie jest jak te pusty laski, które myślą tylko o jednym, jest taka naturalna, zawsze jest sobą ale zarazem skrywa coś i chcę to poznać, chcę poznać ją.

***
Alisa.. 

Wstałam po 10, jak miło jest się wyspać, choć raz, dziś mam wolne i zamierzam to wykorzystać. Ubrałam się i zjadłam śniadanie, zaraz potem poszłam do Sary i Ikera. Drzwi otworzyła mi pani domu.
-Cześć, gratulacje!- rzuciłam się jej na szyje.
-Dziękuję.
-Gdzie jest mały?
-Iker się z nim bawi, wchodź.
-Proszę to dla waszej pociechy- wręczyłam prezent rodzicom.
-Dzięki, ale nie trzeba było.
-Przestań.
Wzięłam małego na ręce, był taki drobny i słodziutki.
-Hej mały, jesteś taki piękny i bardzo podobny do rodziców.
Pobawiłam się z nim trochę, później Sara poszła go położyć, a ja zostałam sama z Ikerem.
-Musimy porozmawiać- powiedziałam.
-Co się stało?
-Skąd Cris wiedział o kwiatkach?
-Nie wiem, o co Ci chodzi- powiedział szybko a ja wiedziałam, że coś kręci.
-Proszę Cię, nie udawaj.
-No dobra.. przyznaję się.
-Iker jak ja Cie kocham- powiedziałam i przytuliłam przyjaciela.
-Wiem, mnie wszyscy kochają- za to dostał ode mnie w ramię- Ej, za co? Przecież to prawda!
-Oj Iker, dobra ja będę się zbierać, trzymajcie się papa.

***
Wróciłam do domu, w salonie siedział tata z Crisem.
-Cześć.
-Hej, chciałbym z tobą porozmawiać.
-Dobrze chodźmy do mnie.
Ruszyłam przodem a za mną szedł Cris, byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia.
-Co chciałeś?
-Pogadać.
-To już wiem.
-Chciałbym Cię jeszcze raz przeprosić za to, co zrobiłem nie wiem co we mnie wstąpiło- powiedział i spuścił głowę.
-Wiem i wybaczam Ci, ale musisz mi jeszcze dać czas.
-Dobrze, to ja będę się zbierał- pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Resztę popołudnia i cały wieczór spędziłam przed telewizorem.
Cały czas miałam przeczucie, że jutrzejszy dzień zmieni wszystko w moim życiu.

***
Alexis 

Długo myślałem i postanowiłem jeszcze raz zawalczyć o Alise, wybłagałem urlop u trenera i z samego rana wylatuje do Madrytu.

Z samego rana pojechałem na lotnisko i po dwóch godzinach byłem w Madrycie, w hotelu załatwiłem wszystkie formalności i o 11 ruszyłem w stronę Santiago Bernabeu.

***

Dzień w pracy mijał mi szybko po 11 miałam przerwę, więc postanowiłam się przewietrzyć. Przed wejściem na stadion ujrzałam postać, podeszłam bliżej, bo wydawała mi się znajoma.
W pewnym momencie postać odwróciła się a ja zamarła, moje serce zaczęło szybciej bić. Przede mną stał Alexis we własnej osobie. Popatrzyłam w jego piękne brązowe oczy, zauważyłam w nich radość, bałam się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
-Cześć Alis -uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów.
-Hej, co tu robisz?
-Przyleciałem się z tobą spotkać.
Nerwowo obejrzałam się czy ktoś nas nie widzi, jeszcze tego by mi brakowało, jak by ktoś nas razem zauważył.
-Nie możemy tutaj rozmawiać.
-Zapraszam Cię na kolacje, może tam uda nam się wreszcie porozmawiać.
Wahałam się chwile, serce krzyczało, żebym się zgodziła, lecz rozum odmawiał. Jednak to serce okazało się silniejsze.
-Dobrze- uśmiechnęłam się lekko.
-To spotkajmy się tutaj dzisiaj o 19 dobrze?
W odpowiedzi skinęłam jedynie głową.
-Ja się będę zbierać, pa.
-Do zobaczenia.

***
Stałem tak jeszcze przez chwile i nie wierzyłem, że to, co się stało było naprawdę, a może to tylko sen?
Patrzyłem na odchodzącą dziewczynę, nawet teraz jest piękna.

Westchnąłem i ruszyłem w stronę hotelu, obmyślając plan na cudowny wieczór.

***
No wreszcie udało mi się coś napisać, mam nadzieje, że bedzię lepszy od poprzedniego :)


100 lat Marc!